Samodzielność
Jestem pod wrażeniem przebłysków dojrzałości mojego syna: ostatnio poprosił o założenie plecaka z żywieniem.
Już tłumaczę powody egzaltacji:
Z powodu wrodzonej choroby jelita Julek od urodzenia nie je i nie pije jak większość z nas, dlatego codziennie otrzymuje spersonalizowaną rację żywieniową w postaci kroplówki. Toczenie trwa obecnie ok. 13-14 godzin. Wieczorem podłączamy żywienie o 19:00, worek i pompę wkładamy do plecaka, rano odłączamy zestaw po godzinie 8:00. Większość tego czasu Juliusz spędza w łożu, a sprzęt bezpiecznie leży obok. Jednak ta godzina/dwie aktywności wieczorem i rano to pora prawdziwej uważności. Julek biega, a plecak trzeba za nim nosić. Choć żywienie towarzyszy mu od urodzenia, choć doskonale wie, że nie można naciągać drenu, że trzeba uważać i zabierać plecak ze sobą, Julek najczęściej zupełnie świadomie ignoruje nasze upomnienia, stopniowo przechodzące w krzyki i wrzaski (Julek STOOOOP, PLECAAK!!!!), oczekując że będziemy za nim dreptać krok w krok. Co też czynimy, bo jego dziecięcy upór mógłby doprowadzić do wyrwania cewnika, czyli prawdziwej katastrofy.
Nie chodzi o to, że nie umie (umie, umie), że zapomina (pamięta), że za ciężkie (owszem, ciężkie, ale do przeżycia). Julek po prostu lubi mieć asystenta. Ale ostatnio poprosił o założenie plecaka na plecy. Szczęka w dół.
Wprawdzie było to jednorazowe zdarzenie, ale świadome i świadczące o coraz większej potrzebie samodzielności.
Samodzielność objawia się też incydentami nagłego wybiegania na jezdnię czy uciekaniem mamie na parkingu. Tyle w temacie dojrzałości pięciolatka.

Ostatnie artykuły

Skutki uboczne

Skutki uboczne

Uboczne skutki wakacyjnego chillowania...

Można?

Można?

Można? Można!

Potrójna

Potrójna

Lato w połowie, a Julek się rozkręca. Zahaczył o Kraków, pojeździł po Beskidzie Niskim, zwiedził Wiedeń, wiął udział w spotkaniu klasowym rocznika '86, a przede wszyatkim przebył pierwszą trasę górską na własnych nogach!!! No dobra, trasa była raczej trekingowa, ale...