Przeczytajcie

Nie wiem od czego zacząć. Sporo się tego nazbierało przez ostatnią dobę. Przeczytajcie koniecznie! Zwłaszcza, jeśli sami macie małe dzieci.

Wszyscy sobie narzekamy na życie w dobie koronawirusa. Ale chorowanie w jego cieniu to dopiero wyzwanie. Wczoraj ok 17 dotarliśmy do szpitala. Julek zagorączkował, zakażenie postępowało błyskawicznie. Ale dopóki u hospitalizowanego dziecka nie wykluczy się covid, dziecko i jego opiekun są traktowani jak nosiciele korony.
Oznacza to, że:
– lekarze ograniczają kontakt z pacjentem do niezbędnego minimum,
– antybiotyki bywają przepisywane bez oględzin pacjenta (!),
– kumulowane są wszystkie możliwe czynności wymagające zaangażowania personelu medycznego,
– każde wejście pielęgniarki czy lekarza do izolatki wymaga założenia skomplikowanego i niewygodnego stroju ochronnego,
– procedura zabrania opuszczenia izolatki zarówno przez dziecko jak i rodzica.

GORZEJ, JEŻELI ZAKAŻENIE NIE POSTĘPUJE WG NAPISANEJ PROCEDURY, a pacjent wymaga natychmiastowej interwencji chirurgicznej na bloku operacyjnym.
W takiej sytuacji:
– procedura okazuje się być wadliwa i nieprzydatna,
– nikt się do niej nie stosuje,
– lekarze, których szanujemy za ich podejście i profesjonalizm tracą umiejętność racjonalnej oceny sytuacji,
– panuje chaos totalny.

Chyba nie muszę pisać, kto wczoraj około północy znajdował się w sytuacji zagrożenia życia i testował szpitalne procedury epidemiologiczne…..

Na szczęście lekarze pediatrzy i chirurdzy zdecydowali się na zabieg pomimo braku wyniku koronatestu. Na szczęście STAN JULKA JEST STABILNY.

ALE:
– z powodu hipotetycznego wirusa dziecko nie mogło wczoraj zostać przewiezione na blok operacyjny normalną drogą, tzn. korytarzem. Musiała zostać podstawiona karetka, która przewiozła Julka i mamę Julka pod blok operacyjny,
– przejście na blok przewidziane dla pacjentów z podejrzeniem covid było w nocy zamknięte, a pan elektryk nie był w stanie odblokować drzwi,
– Julek musiał zostać przetransportowany na blok osobistym wózkiem przez osobistą mamę zupełnie normalnym wejściem głównym i korytarzem dostępnym dla wszystkich pracowników i pacjentów szpitala,
– na bloku operacyjnym nikt na Julka nie czekał o umówionej godzinie 0:00. Drzwi pozostały zamknięte przez kilkanaście minut.

I WTEDY JULEK DOSTAŁ ATAKU DRGAWEK GORĄCZKOWYCH.

Kto nie wie, czym są drgawki gorączkowe u dzieci? Odsyłam na https://mataja.pl/2016/…/12-najgorszych-minut-w-zyciu-matki/
Osobiście przeczytałam, kiedy po raz pierwszy zostałam mamą i od tej pory co kilka miesięcy (ku przestrodze) odświeżam sobie lekturę tego artykułu. Posiadam więc wiedzę teoretyczną na temat drgawek. Jednak zderzenie z drgawkami na przykładzie własnego dzieciątka, w dodatku o północy, na ciemnym korytarzu, w oczekiwaniu na otwarcie bloku operacyjnego i przeprowadzenie zabiegu na cito, odebrało również i mnie umiejętność racjonalnej oceny sytuacji. Widziałam, że moje dziecko oddycha (edit: oddycha za nie respirator), czułam, że jego serce bije, jego ciało ma poprawne napięcie mięśniowe, jego skóra utrzymuje właściwy kolor.
A jednak myślałam, że stało się najgorsze.

I to o północy na ciemnym korytarzu w oczekiwaniu na otwarcie bloku operacyjnego i przeprowadzenie zabiegu na cito….

Minęły 24 h od pobrania naszych koronatestów. Czas po zabiegu Julek spędził na OIOM-ie. A ja w izolatce.Wynik ujemny.Możemy przejść na oddział i rozpocząć leczenie.

Ostatnie artykuły

Saneczki

Saneczki

Preferuję jednak saneczki.

Słodziak

Słodziak

Kontrola onkologiczna. Podchodzimy do okienka, pani pyta: - Kto ty jesteś? Julek odpowiada Mówikiem: - Słodziak. *** Ferie. Alinka towarzyszy nam w przedszkolu i podczas wizyty kontrolnej w kolejnej poradni: - Wszędzie te niepełnosprawne dzieci. W przedszkolu, w...

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt

Wielu chwil prawdziwej bliskości i zdrowia Kochani! Wesołych Świąt!