Koniec remontu
Z wielką radością, a nawet dumą informujemy, że zakończyliśmy I fazę niekończącego się remontu i oficjalnie osiedliliśmy się w Warszawie, zmieniając nie tylko adres ale i perspektywę na życie. Posiadanie i zamieszkiwanie własnego kawałka podłogi i ogródka (to nic, że zachwaszczonego) bardzo podniosło komfort życia całej naszej rodziny. Mamy teraz bliżej, bardziej zielono, bardziej przestronnie.
Całe to karkołomne przedsięwzięcie związane z zakupem, remontem i przeprowadzką nie byłoby możliwe, gdyby nie pomoc i bezinteresowne zaangażowanie wielu osób. Większość pracy własnoręcznie wykonali tata Miłosz i dziadek Andrzej wykazujący się nadludzką determinacją. Swoją pomocną dłoń, a raczej ręce po pachy oraz chęci i wolny czas poświęciło też wielu naszych przyjaciół: Krzysztof Ks, pan Jarek, Leszek Dąbek, Filip Marczyński Tomasz Osiak, pan Radek Lorens – dzięki, dzięki, dzięki.
W trakcie remontu spędziliśmy z Julkiem w sumie 18 tygodni w szpitalu. W tym czasie naprzemiennie pomagała nam cała armia złożona z licznych członków rodziny z babcią Teresą i Ola Chromy na czele. Ponadto sąsiedzi, przyjaciele, i chyba 1/4 rodziców z klasy 2b. Wszyscy pilnowali naszej starszej latorośli, podrzucali zupki do szpitala, dodawali otuchy,
Ale zanim osiedliśmy się na swoim, przez 3 lata dom i serce trzymali dla nas otworem sąsiedzi w składzie: Tadeusz, Ewa, Emilia Księżopolska, Rafał Księżopolski, Antek, Hania i Franek. Bez nich nie dalibyśmy rady w Warszawie, która z początku przytłoczyła nas swoją stołecznością i rozległością. Nie raz gościliśmy przy ich stole, żaliliśmy się do rękawa, pożyczaliśmy jajek i mąki na niedzielne naleśniki. Sąsiedzi (choć to zdecydowanie za małe słowo) odbierali nasze transporty medyczne, kiedy my nie zdążaliśmy na czas, otwierali nam drzwi, gdy zapominaliśmy kluczy, holowali nas do domu, gdy zepsuło się auto, wozili do szpitala, zgarniali Alinkę w nocy o północy, asystowali przy opatrunkach. Wisienką na torcie była spektakularna akcja ratunkowa pod przedszkolem w wykonaniu pana Tadeusza, kiedy to Julek zatrzasnął się w samochodzie razem z kluczykami. Kochani, bez Was nie przeżylibyśmy czasu aklimatyzacji w stolicy, wielkiej choroby nowotworowej, wielkiego stresu, izolacji covidowej.
Powiedzieć dziękuję, to nic nie powiedzieć❤️🧡💛💚💙💜

Ostatnie artykuły

Saneczki

Saneczki

Preferuję jednak saneczki.

Słodziak

Słodziak

Kontrola onkologiczna. Podchodzimy do okienka, pani pyta: - Kto ty jesteś? Julek odpowiada Mówikiem: - Słodziak. *** Ferie. Alinka towarzyszy nam w przedszkolu i podczas wizyty kontrolnej w kolejnej poradni: - Wszędzie te niepełnosprawne dzieci. W przedszkolu, w...

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt

Wielu chwil prawdziwej bliskości i zdrowia Kochani! Wesołych Świąt!