Czy to tęsknota za szpitalem, czy chęć zademonstrowania swojej siły i umiejętności manualnych, czy też wrodzona przekora i skłonność do łamania podstawowych zasad popchnęły Julusza do czynu o charterze autodestrukcyjnym? Dziecko wykazało się dużą siłą i sprytem pokonując bariery skonstruowane z 3 warstw plastrów, a także czujność opiekunów i urwało swój Broviak.
Broviak to Julkowa „linia życia” przez którą codziennie dostarczane są płyny, składniki odżywcze i witaminy.
I znów trzeba było porzucić wszystkie zajęcia, pracę, plany i z duszą na ramieniu jechać do szpitala.
Wprawdzie 2 lata temu zamieszkaliśmy w Warszawie by móc szybko reagować na sytuacje wymagające interwencji medycznej. Ale co z tego, skoro tego lata wszystkie „sytuacje” mają miejsce, gdy chcąc chwilę odetchnąć odwiedzamy rodzinę mieszkającą kilkaset kilometrów od szpitala?
Na szczęście pani doktor naprawiła szkodę, krew w przerwanym cewniku nie zdążyła skrzepnąć i wszystko wskazuje na to, że nie doszło również do zakażenia. Uff.
Jesteśmy dalej o kolejne doświadczenie i 900 km w 24 h.
Wysoki poziom adrenaliny widać będzie się utrzymywał tego lata jak rtęć na Odrze:/
Saneczki
Preferuję jednak saneczki.