Końcówkę wakacji spędziliśmy na Kaszubach dzięki empatii, zrozumieniu i wielkiemu sercu Przyjaciół, którzy podarowali nam ten czas.
Sowy w lesie, czaple na pastwisku, raki w jeziorze, pstrągi na ognisku, rower w trasie – wszystko na swoim miejscu. Tak powinny wygladać wakacje.
Ale licho nie śpi. Trzeciego dnia urlopu Juluś przeszedł poważny atak padaczki. Zużyliśmy cały arsenal leków. A że atak miał miejsce w niedzielę, by uzupełnić amunicję musieliśmy się udać aż do Gdańska.
Było groźnie.
Potem dwa dni wysokiej gorączki. I znowu wakacje zawisły na włosku. Na szczęście nie daliśmy się złamać i przetrwaliśmy kryzys w lesie. Było warto. Choćby po to, by potem wspominać jak Julek zasypiał przy ognisku.
Każdy wyjazd tego lata wykazał tendencje chorobotwórcze… I z tego jednego, jedynego powodu cieszę się, że lato już za nami.
Tomografia
Wczoraj Julek pojechał na badania rowerem, po raz pierwszy odbył tomografię bez narkozy, (co wymagało od niego leżenia przez 3 minuty w bezruchu), a wieczorem dzięki uprzejmości pani pielęgniarki z sali wybudzeń pozwiedzał blok operacyjny w koszulinie i skarpetach,...