Na zdjęciu martwa natura.
Kompozycja wszystkich niezbędnych akcesoriów potrzebnych do wyżywienia Julka.
Zestaw dobowy.
18 h na dobę Julek ma tłoczone żywienie pozajelitowe (takie specjalne kroplówki, które dostarczają mu wszystkich niezbędnych składników odżywczych, witamin i minerałów).
6 razy na dobę jest karmiony przez sondę nosową mlekiem mamy, a w przypadku jego niedoboru Bebilonem.
3 razy dziennie mama odciąga mleko dla Julka za pomocą laktatora.
2-3 razy dziennie trenujemy picie mleka za pomocą butelki że smoczkiem. Ssanie i połykanie to proszę Państwa nie taka prosta sprawa.
A jak nam się nudzi to jeszcze zapodajemy Julkowi takie zwyczajne dzidziowe jedzenie w postaci przecierów owocowo warzywnych. Za pomocą łyżeczki.
Julek jeszcze do końca nie rozumie, o co nam z tą łyżką chodzi i czemu się upieramy, żeby mu ciągle coś do tej buzi biednej ładować.
Liczymy na to, że z wiekiem zrozumie.
I wtedy przekona się że jedzenie jest fajne i smaczne i wtedy będziemy mogli wyjąć mu tę przeklętą sondę z nosa.
W międzyczasie ogarną się jego jelita, tzn. zaczną wchłaniać z jedzenia takiego zwykłego, ludzkiego, takiego, które trafia do żołądka wystarczające ilości składników odżywczych. Wtedy będziemy mogli zrezygnować i z żywienia pozajelitowego.
Takie mamy perspektywy.
Pojęcia natomiast nie mamy ile to wszystko potrwa. Rok? Dwa? Trzy? Dziesięć?
Pewne jest jedno: Julek jest silny i nieobliczalny. Zaskakuje na każdym kroku.
Dlatego czekamy, aż z jedzeniem też zaskoczy.